Z okazji setnej rocznicy wydania "Pani Dalloway" spotykamy się na trawie nad Olzą (zejście do rzeki na końcu wybetonowanej części pod mostem, który prowadzi do Parku Sikory), żeby poczytać i porozmawiać o Virginii Woolf. Zapraszamy członków Kornelowego Klubu Książki oraz tych, którzy mają ochotę do nas dołączyć :) Można przygotować ulubione fragmenty, zabrać ze sobą koc i coś do koszyka piknikowego. W razie niepogody zmienimy termin na najbliższy zapowiadający słońce, bo chcemy właśnie w takim miejscu głośno poczytać Woolf i pożegnać wakacje.
Napisanie "Pani Dalloway" zajęło Virginii Woolf niemal trzy lata. Pracę nad tą jedną z najważniejszych eksperymentalnych powieści modernistycznych rozpoczęła w roku 1922, ale już dużo wcześniej postać Klarysy pojawiała się w opowiadaniach, jako kobieta w średnim wieku kupująca rękawiczki (dopiero później były kwiaty). Obecnie, sto lat po pierwszym wydaniu (było to dokładnie 14 maja 1925 roku) powieść ta nadal jest czytana i poddawana analizom, z których wynika szereg pytań i wątpliwości. Virginia Woolf w swojej powieści, której akcja rozgrywa się jednego dnia (14 czerwca 1923 roku) buduje szeroki przekrój londyńskiego społeczeństwa, analizuje relacje rodzinne i próbuje w charakterystyczny dla siebie sposób zdefiniować siebie i otaczający ją świat. Pełne i dogłębne odczytanie sieci powiązań i zarysów portretów bohaterów wymaga uważnej lektury, ale jednocześnie język i melodia tej prozy jest czystą rozkoszą.
Virginia Woolf (ur. 25 stycznia 1882 r. w Londynie, zm. 28 marca 1941 r. w Rodmell) nie otrzymała żadnego formalnego wykształcenia, ale dorastanie w otoczeniu książek i intelektualistów zaowocowało tym, że stała się jedną z najbardziej twórczych i wszechstronnych postaci literatury modernistycznej ** wieku, wykorzystujących technikę strumienia świadomości. Ceniona za niezwykły zmysł obserwacji, błyskotliwość i wyobraźnię. Nieustannie zachwyca przenikliwością spojrzenia, wrażliwością na piękno i bezlitosną autoanalizą.
………………………………………………………
W dzienniku w trakcie pisania "Pani Dalloway" (początkowy tytuł to "Godziny") zanotowała:
"Tymczasem jakie są moje odczucia na temat własnej twórczości? - to znaczy na temat tej książki "Godziny", jeśli taki będzie jej tytuł? Pisać trzeba z głębi uczucia, powiada Dostojewski. Czy ja piszę z głębi uczucia? Czy też wytwarzam coś ze słów, które tak kocham? Nie, nie wydaje mi się. Na tę książkę mam aż nazbyt wiele pomysłów. Chcę w niej zawrzeć życie i śmierć, zdrowie i szaleństwo, chcę dokonać krytyki systemu społecznego i pokazać, jak działa w swych najintensywniejszych przejawach - choć tu być może nieco pozuję. Czy piszę "Godziny" z głębi uczucia? Część szalona oczywiście bardzo mnie wyczerpuje, mrużę umysł tak strasznie, że nie bardzo sobie wyobrażam, jak to wytrzymam kolejne tygodnie". (tłum. Magdalena Heydel).
Nie bójcie się Virginii Woolf! Nie bójcie się nas! Chcemy tylko w miłych okolicznościach wspólnie poczytać. Zabierzcie książki pod pachy i widzimy się nad rzeką. Do zobaczenia :)